Popielniczki lecą mi z rąk Co najmniej mętny mam wzrok To jeden z tych dni w liturgii Gdy mnie nie pokochasz ani mnie nie wkurwisz Bo nagle wsiadam w ciuchcię I już mnie nie ma, co chcecie mówcie Pociągi sprawdzam na stronie I _na peronie czekam z torbą Mam skary, majtki i notes Resztę dokupię _tam gdzie dojdę Z czegoś trzeba potem lepić anegdoty, wierz mi Zazdrością utrzymuję brwi w szpagacie Są tacy, którzy jadą, po prostu jadą Daleko mi do nich, czy Wy też to macie? Podróż to to nie jest, raczej wyjście na padok Raczej wiem, gdzie wysiądę, raczej kiedy wrócę żaden tramp, w świetle lamp smsy młócę Jakby wiedział, jakby przejrzał na wskroś że trza mi kompana do szampana, wróć, do kilku piw Ty opowiesz mi o żonie, ja o stadzie dziw Ja nawinę, że mnie kusi love, ciebie zryw Bo mam drugą już połowę, bez niej ledwiem żyw Znamy te pułapki, strach że życie z nas zakpi Mówisz keczup czy keczap, albo rugby czy ragbi? [Ref.] Gdy włada mną hate, hate, hate To robię escape, escape Gdy włada mną hate, hate, hate To robię escape, escape (spierda_la la l la la lam stąd) Prawdziwy pasażer, anioł stróż, czy lustro Nie wiem z kim właśnie piłem ,ale teraz jest pusto I już widzę stację, Wrocław, to Krak czy Szczecin Kompasu co? przemilcz, już hotel, już kąpiel Potem bar, miejsca na stołku ni kuTAA!! nie odstąpię Chorągiew to obrus, talerz mi tarczą, *krew?* Jej nie zazna mój miecz, tylko smaruję nim chleb I przemawiam do pijaczyn jak ja, albo lepszych I już mi mówi obsługa panie weź się nie bzdycz Nie nabzdyczaj chyba? dobra, nabdzyczaj się na zewnątrz I dociera do mnie nagle, nagle, nagle WTEM! jedno że po to te ucieczki w ogóle są Bo z daleka tak pięknie wygląda dom że po to te ucieczki w ogóle są Bo z daleka tak pięknie wygląda dom