作词 : Bezczel | |
作曲 : Homex | |
cały świat stawał przed tobą otworem | |
a ty sam wpędziłeś się w ślepy zaułek | |
i nie umiesz teraz z niego się wydostać | |
niema nikogo kto mógłby pomóc ci , jesteś sam | |
miałeś być czarnym koniem, zostałeś czarną owcą | |
nastąpił marny koniec, wszystko na darmo poszło | |
dziś tylko pustka w środku | |
co bliscy powiedzą? | |
schodek po schodku na własne życzenie | |
schodziłeś na samo dno, wszyscy to wiedzą | |
byłeś tak obcy dla bliskich | |
a za to bliski dla obcych | |
dzisiaj nie został już nikt ci | |
bo wszyscy bliscy se poszli | |
z bólem zaglądasz do lustra | |
tracisz w oczach tożsamość | |
słowa rozpaczy się cisną na usta | |
dziś nic już nie znaczy to samo | |
nie waż się | |
coraz gorzej | |
trudno spojrzeć prawdzie w oczy | |
zalewa ci głowę myśli morze prawie każdej nocy | |
i nie ma nikogo kto by chciał cię wysłuchać | |
modły nie pomogą | |
co ty, złoty strzał – muka | |
jesteś ofiarą i swoim oprawcą | |
stany lękowe nie dają ci zasną | |
powoli ze snu już budzi się miasto | |
światła miasta gasną, znów robi się jasno | |
robi się jasno a ty nawet nie zmrużyłeś oka | |
miasto wstaje a ty nie zmrużyłeś oka | |
cały świat stawał przed tobą otworem | |
a ty sam wpędziłeś się w ślepy zaułek | |
i nie umiesz teraz z niego się wydostać | |
niema nikogo kto mógłby pomóc ci , jesteś sam | |
chciałeś być incognito | |
wszyscy cię obserwują | |
nie wiedza co to litość, więc ci jej nie podarują | |
i znowu jacyś obcy ludzi chcą na głowę ci wejść | |
może byś podszedł do tego na luzie | |
gdybyś znał przynajmniej połówe na część | |
nie wesprze dobrym słowem | |
nikt ci nic nie powiem też | |
a na twój temat ma do powiedzenia dużo | |
chociaż nie wiem co z ciebie za człowiek jest | |
coraz gorzej, stres | |
już nie możesz znieść | |
nic ci nie pomoże | |
jak sam sobie nie pomożesz, wiesz | |
morze łez po drodze gdzieś wylanych | |
dobry Boże strzeż od wszelkiego złego | |
zaprowadź na dróg rozdroży kres | |
życie jest jak jedna wielka karuzela, sinusoidy | |
raz na szczycie stoisz, raz się nad przepaścią modlisz | |
tak naprawę z ciebie dobry chłopak jest | |
chociaż trochę pogubiony | |
wiec żyj w prawdzie, weź nie na pokaz | |
nieś radość dla syna i żony | |
czy to ty zaniedbałeś go, czy odwrócił się los | |
jak z prochu powstałeś, tak i obrócisz się w proch | |
cały świat stawał przed tobą otworem | |
a ty sam wpędziłeś się w ślepy zaułek | |
i nie umiesz teraz z niego się wydostać | |
niema nikogo kto mógłby pomóc ci , jesteś sam |
zuo ci : Bezczel | |
zuo qu : Homex | |
ca y wiat stawa przed tob otworem | |
a ty sam wp dzi e si w lepy zau ek | |
i nie umiesz teraz z niego si wydosta | |
niema nikogo kto mo g by pomo c ci , jeste sam | |
mia e by czarnym koniem, zosta e czarn owc | |
nast pi marny koniec, wszystko na darmo posz o | |
dzi tylko pustka w rodku | |
co bliscy powiedz? | |
schodek po schodku na w asne yczenie | |
schodzi e na samo dno, wszyscy to wiedz | |
by e tak obcy dla bliskich | |
a za to bliski dla obcych | |
dzisiaj nie zosta ju nikt ci | |
bo wszyscy bliscy se poszli | |
z bo lem zagl dasz do lustra | |
tracisz w oczach to samo | |
s owa rozpaczy si cisn na usta | |
dzi nic ju nie znaczy to samo | |
nie wa si | |
coraz gorzej | |
trudno spojrze prawdzie w oczy | |
zalewa ci g ow my li morze prawie ka dej nocy | |
i nie ma nikogo kto by chcia ci wys ucha | |
mod y nie pomog | |
co ty, z oty strza muka | |
jeste ofiar i swoim oprawc | |
stany l kowe nie daj ci zasn | |
powoli ze snu ju budzi si miasto | |
wiat a miasta gasn, zno w robi si jasno | |
robi si jasno a ty nawet nie zmru y e oka | |
miasto wstaje a ty nie zmru y e oka | |
ca y wiat stawa przed tob otworem | |
a ty sam wp dzi e si w lepy zau ek | |
i nie umiesz teraz z niego si wydosta | |
niema nikogo kto mo g by pomo c ci , jeste sam | |
chcia e by incognito | |
wszyscy ci obserwuj | |
nie wiedza co to lito, wi c ci jej nie podaruj | |
i znowu jacy obcy ludzi chc na g ow ci wej | |
mo e by podszed do tego na luzie | |
gdyby zna przynajmniej poo we na cz | |
nie wesprze dobrym s owem | |
nikt ci nic nie powiem te | |
a na two j temat ma do powiedzenia du o | |
chocia nie wiem co z ciebie za cz owiek jest | |
coraz gorzej, stres | |
ju nie mo esz znie | |
nic ci nie pomo e | |
jak sam sobie nie pomo esz, wiesz | |
morze ez po drodze gdzie wylanych | |
dobry Bo e strze od wszelkiego z ego | |
zaprowad na dro g rozdro y kres | |
ycie jest jak jedna wielka karuzela, sinusoidy | |
raz na szczycie stoisz, raz si nad przepa ci modlisz | |
tak napraw z ciebie dobry ch opak jest | |
chocia troch pogubiony | |
wiec yj w prawdzie, we nie na pokaz | |
nie rado dla syna i ony | |
czy to ty zaniedba e go, czy odwro ci si los | |
jak z prochu powsta e, tak i obro cisz si w proch | |
ca y wiat stawa przed tob otworem | |
a ty sam wp dzi e si w lepy zau ek | |
i nie umiesz teraz z niego si wydosta | |
niema nikogo kto mo g by pomo c ci , jeste sam |
zuò cí : Bezczel | |
zuò qǔ : Homex | |
ca y wiat stawa przed tob otworem | |
a ty sam wp dzi e si w lepy zau ek | |
i nie umiesz teraz z niego si wydosta | |
niema nikogo kto mó g by pomó c ci , jeste sam | |
mia e by czarnym koniem, zosta e czarn owc | |
nast pi marny koniec, wszystko na darmo posz o | |
dzi tylko pustka w rodku | |
co bliscy powiedz? | |
schodek po schodku na w asne yczenie | |
schodzi e na samo dno, wszyscy to wiedz | |
by e tak obcy dla bliskich | |
a za to bliski dla obcych | |
dzisiaj nie zosta ju nikt ci | |
bo wszyscy bliscy se poszli | |
z bó lem zagl dasz do lustra | |
tracisz w oczach to samo | |
s owa rozpaczy si cisn na usta | |
dzi nic ju nie znaczy to samo | |
nie wa si | |
coraz gorzej | |
trudno spojrze prawdzie w oczy | |
zalewa ci g ow my li morze prawie ka dej nocy | |
i nie ma nikogo kto by chcia ci wys ucha | |
mod y nie pomog | |
co ty, z oty strza muka | |
jeste ofiar i swoim oprawc | |
stany l kowe nie daj ci zasn | |
powoli ze snu ju budzi si miasto | |
wiat a miasta gasn, znó w robi si jasno | |
robi si jasno a ty nawet nie zmru y e oka | |
miasto wstaje a ty nie zmru y e oka | |
ca y wiat stawa przed tob otworem | |
a ty sam wp dzi e si w lepy zau ek | |
i nie umiesz teraz z niego si wydosta | |
niema nikogo kto mó g by pomó c ci , jeste sam | |
chcia e by incognito | |
wszyscy ci obserwuj | |
nie wiedza co to lito, wi c ci jej nie podaruj | |
i znowu jacy obcy ludzi chc na g ow ci wej | |
mo e by podszed do tego na luzie | |
gdyby zna przynajmniej poó we na cz | |
nie wesprze dobrym s owem | |
nikt ci nic nie powiem te | |
a na twó j temat ma do powiedzenia du o | |
chocia nie wiem co z ciebie za cz owiek jest | |
coraz gorzej, stres | |
ju nie mo esz znie | |
nic ci nie pomo e | |
jak sam sobie nie pomo esz, wiesz | |
morze ez po drodze gdzie wylanych | |
dobry Bo e strze od wszelkiego z ego | |
zaprowad na dró g rozdro y kres | |
ycie jest jak jedna wielka karuzela, sinusoidy | |
raz na szczycie stoisz, raz si nad przepa ci modlisz | |
tak napraw z ciebie dobry ch opak jest | |
chocia troch pogubiony | |
wiec yj w prawdzie, we nie na pokaz | |
nie rado dla syna i ony | |
czy to ty zaniedba e go, czy odwró ci si los | |
jak z prochu powsta e, tak i obró cisz si w proch | |
ca y wiat stawa przed tob otworem | |
a ty sam wp dzi e si w lepy zau ek | |
i nie umiesz teraz z niego si wydosta | |
niema nikogo kto mó g by pomó c ci , jeste sam |